Film byłby bardzo dobry, gdyby nie słaba kreacja Jamesa Deana. Naprawdę nie rozumiem,
dlaczego wszyscy go tak wychwalają. Jego postać wcale nie jest zła czy pełna pasji - gdzie
jest ten biblijny Kain, którego miał przypominać? Cal chodzi smętny, snuje się tu i tam, jest
nudny, bez polotu, taki duży chłopiec... Szczerze mówiąc na początku myślałam, że jest
upośledzony, może autystyczny
O czym ty w ogóle mówisz? Kreacja Jamesa Deana została chociażby uhonorowana nominacją do Oscara. Był objawieniem kinematografii i najbardziej obiecującym debiutem w historii kina. Jak nikt potrafił oddać ból głównego bohatera, który tak bardzo potrzebował emocjonalnego wsparcia ze strony faworyzującego drugiego syna,ojca. Widocznie oglądaliśmy inny film. Skoro nie masz w sobie za grosz empatii to nie oglądaj dramatów w szczególności tych ze starego kina który były są na bardzo wysokim poziomie :)
Myślę tak samo. Oczywiście uwielbiam też książkę. Film (co się rzadko zdarza) jest równie dobry jak ona.
Dla mnie James Dean zagrał najlepiej z całej obsady aktorskiej. Podobało mi się to, że zagrał tę rolę bardzo naturalnie, właściwie można powiedzieć, że grał siebie. W ogóle to jego najlepsza rola jaką kiedykolwiek zagrał.
Ja jak przeczytałem to co piszesz to też pomyślałem że jesteś upośledzona, może autystyczna bo w ogóle nie rozumiesz emocji. Jamesdawid to napisał łagodniej.
To se przeczytaj ksiazke najpierw. On mial byc Calebem. A Kain to raczej porownanie. Gdyby nie Dean no i ta co grala Abre to film bylby zupelnie przecietny. Dean zrobil co mogl zeby byc Calebem. Nawet Steinbeck powiedzial ze on jest jego Calebem. Film moze nie wzbudzac zachwytu bo scenariusz jest mega okrojony i ma zmienione zakonczenie. Ale ksiazka to spokojne 9/10
No, nareszcie dotarłem do rzetelne oceny aktorzyny Deana - zblazowany narcyz i to niezależnie kogo gra.